Leżąc i
cichutko jęcząc na łożu boleści, marzyłam sobie, że ktoś to
usłyszy i domyśli się czego mi trzeba. I doczekałam się, kochana
córcia postanowiła osłodzić mi cierpienie. Wstała o świcie (około
11) i już w samo południe uszczęśliwiła cierpiąca matkę
solidną dawką czekoladowego lekarstwa. Pustynne czekoladowe
ciasteczka, chrupiące na zewnątrz z rozpływającą się masą w
środku. Nie ma lepszej osłody na złe samopoczucie. Żurawina i
świeża pomarańcza wspaniale pasują do tej czekoladowej rozpusty.
Składniki:
75
gram masła
200 g gorzkiej czekolady (min. 70%)
150-200
g cukru muscovado
2
jajka z wolnego wybiegu
łyżeczka
lub dwie esencji waniliowej
50
g migdałów prażonych
150
gr mąki
łyżeczka
proszku do pieczenia
świeże
owoce sezonowe do przybrania
(żurawina
+ pomarańcza)
II
wersja bez mąki i z mniejszą ilością cukru
100
gram masła
200 g gorzkiej czekolady (min. 70%)
100
g cukru muscovado
2
jajka z wolnego wybiegu
łyżeczka
lub dwie esencji waniliowej
50
g migdałów prażonych
150
gr mielonych migdałów (zamiast mąki)
łyżeczka
proszku do pieczenia
świeże
owoce sezonowe do przybrania
(żurawina
+ pomarańcza)
Nastawiamy
piekarnik na 180 stopni.
Dzielimy
czekoladę na kostki i rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Pozwalamy
czekoladzie spokojnie się rozpuszczać, nie mieszamy, ewentualnie
spychamy na dno kawałki nierozpuszczonej jeszcze czekolady.
Ucieramy
masło i cukier na gładką kremową masę. Rozbijamy jajka i
rozkłócamy widelcem z esencją waniliową w małej miseczce.
Dodajemy je stopniowo do kremowej masy maślano-cukrowej, ubijając
mikserem z końcówką do ubijania piany. Gdy ubijemy wszystko na
gładką, puszysta masę dodajemy czekoladę i dokładnie mieszamy.
Rozdrobnione migdały prażymy na patelni lub w piekarniku, aż się
zrumienią. Dodajemy do masy mąkę (lub
mąkę migdałową)
i migdały (lub
migdały i żurawinę).
Mieszamy. Na blasze wyłożonej papierem do pieczenia układamy spore
łyżki stołowe masy. Powinno starczyć na 12 ciastek. Pieczemy
12-14 minut. Nie dłużej! Jeżeli będziemy piec je dłużej wyschną
całe, a powinny być miękkie w środku chrupiące na zewnątrz. Po
wyjęciu ciasteczka są miękkie w dotyku. Odstawiamy je do
ostudzenia (choć to bardzo trudne) i gotowe! Oczywiście możecie
ciasteczka posypać cukrem pudrem, ale to nie jest konieczne.
Uwaga:
ciasteczka bez mąki pszennej nie pękają tak jak te z mąką.
Są przepiękne :) Gratuluję córy :) !
OdpowiedzUsuńByły podwójnie smaczne. Po pierwsze przygotowane przez córkę, a po drugie czekoladowe
UsuńKochaną masz córę, przyznam że mój małż też stanął na wysokosci zadania i osłodził moje przeziębienie czekoladowym ciastem
OdpowiedzUsuńWdzę, że czekolada nie tylko mnie osładza nie najlepsze chwile.
Usuńjaka kochana córa!! Chociaż 11 u mnie to poraz gdzie kończy się robić obiad, haha, żeby na 12 był, to i tak uważam to za wielki krok!
OdpowiedzUsuńSpisała się świetnie, ciastka wizualnie zachwycają <3
Smakowały bosko więc na porę nie będę narzekać :) Trochę późny to był świt, ale cóż darowanemu koniowi...
UsuńCoś jak brownie :) Cudnie wygladają, musiy wypróbować !
OdpowiedzUsuńPolecam, bo wykonanie jest proste i mam nadzieję, że z powodu zastosowania gorzkiej czekolady i nieużycia mąki są "dietetyczne" ;)
UsuńCudowne te ciasteczka! Mniam :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że są juz tylko wspomnieniem :(
UsuńOj po takich ciasteczkach to wszystkie dolegliwości miną:0
OdpowiedzUsuńMijaja, mijaja to prawda, choc nie wiem czy lekarstwa nie miały w tym jakiegos udziału.
UsuńMoja córcia tez jest takim rannym ptaszkiem :) A czy takie ciasteczka leczą też chorych z przejedzenia?:) Jeśli tak, to poproszę końską dawkę!
OdpowiedzUsuńNa temat leczenia z przejedzenia nie mam danych, ale warto spróbować się nimi wyleczyć.
UsuńFantastyczne ciasteczka, zdolną masz córę ;))
OdpowiedzUsuńFaktycznie zdolna ci ona, a ciasteczka były super i szkoda, że ich juz nie ma.
Usuńjakie cudne ciasteczka :) no to Cię córcia rozpieściła :)
OdpowiedzUsuńByły pyszne.
UsuńNie znam historii tych ciasteczek, nazwa brzmi dla mnie intrygująco i pysznie:) Też lubię tak o świcie się budzić;) raczej sówka ze mnie niż skowronek. Pozdrowienia dla Twojej sówki:)
OdpowiedzUsuńTaką nazwą ochrzciła je moja sówka "bo pękają jak wysuszona ziemia na pustyni". Ja z konieczności jestem teraz skowronkiem. Sowa odpozdrawia bratnią duszę.
UsuńWspaniałe ciasteczka i wspaniała córcia:-))
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńNigdy nie słyszałem o takich ciasteczkach ale wyglądają fantastycznie z taką dawką czekolady to musza być pyszne :)
OdpowiedzUsuńSą uzależniajace, a brak mąki daje złudzenie dietetyczności.
UsuńWyglądają pysznie, do schrupania :-) no i foty jestem pod wrażeniem :-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSą przepyszne, polecam
UsuńNie spotkałam się z takim przepisem...bardzo ciekawie i apetycznie wyglądają:))
OdpowiedzUsuńTo też był mój pierwszy raz z ciasteczkami.
UsuńChoroby nie zazdroszczę, ale ciastek to już tak:) i córki chyba też, bo moja od kuchni trzyma sie z daleka :)
OdpowiedzUsuńNa każdego przyjdzie pora i na Twoja córę też, kiedy kuchnia nie bedzie odstraszała.
UsuńWspaniale prezentują się te ciastka, muszą być cudowne z takim nadzieniem! Pycha :)
OdpowiedzUsuńDodatek orzechów np laskowych przywodzi na myśl gorzką czekoladę z orzechami, która kiedys uwielbiałam.
UsuńChyba jedne z najlepszych czekoladowych ciastek, właśnie te chrupiące z wierzchu i ciągnące w środeczku!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zgadzam się te są najlepsze, teraz to będą moje ulubione czekaladowe ciasteczka.
UsuńZdecydowanie wyjatkowo smakowite ciasteczka
OdpowiedzUsuńDla wielbicieli gorzkiej czekolady i nie tylko są na pewno warte zauważenia.
OdpowiedzUsuńpo takich ciasteczkach zdrówko samo wraca!!! :)
OdpowiedzUsuńTak silna, zwarta i gotowa ruszyłam, po tych ciasteczkach, do pracy :)
UsuńAle masz wspaniałą Córcię :)! Ciasteczka zdecydowanie porywam...;)!
OdpowiedzUsuńPorywaj ciasteczka zdecydowanie! Córeczka się stara i doceniam jej zaangażowanie i chęć pomocy przy mojej niedyspozycji :)
Usuń