środa, 24 września 2014

Prosto z pola na salony – rolada ziemniaczana

Nieuchronnie nadchodzi jesień, a z nią czas wykopków kończących prace polowe na wsi. Czas odlotu ptaków i przygotowania przyrody do zimy a z nią mieszkańców lasów, pól i wsi kiedyś także miast. Kto wie co to wykopki, opisane pięknie w Chłopach i malowniczo przedstawiane na obrazach. Pamiętam dorosłych członków rodziny wybierających się na obowiązkowe wyprawy z zakładów pracy w celu wspomożenia braci rolniczej w okresie wykopków. Ten coroczny masowy czyn społeczny miał zintegrować mieszkańców miast i wsi oraz zapoznać z pracą  tzw. gryzipiórków. Miał służyć Ojczyźnie itp. itd., zgodnie z obowiązującą wtedy ideologią. Organizowano, koniecznie w dzień wolny od pracy, transport, oprawę graficzną (mam tu na myśli wszelkiego rodzaju transparenty, flagi i hasła odpowiednie na taką okazję), czasem prowiant i z pieśnią na ustach ruszano w drogę. W zamian, oprócz satysfakcji z dobrze spełnionego obowiązku, wdzięczności Ojczyzny i pierwszego sekretarza, relacji w Dzienniku Telewizyjnym można było przywieźć także ziemniaki. Kilka razy udało mi się towarzyszyć w takim pospolitym ruszeniu. Jako małoletnie dziecię ziemniaków nie kopałam, ale za to objadałam się świeżo upieczonymi w rozpalonym na skraju pola ognisku. Co to był za smak i jaki zapach. Dzisiejsza propozycja, adoptowana z nieznanego pochodzenia wycinka gazetowego, jest nieco bardziej skomplikowana niż ziemniak z ogniska, ale dzięki temu może być podana w odświętnych okolicznościach.

Składniki:
4 duże ziemniaki (około 800-1000g)
1 duży por
2 jajka
pęczek szczypiorku lub 2-3 młode cebulki dymki
1/4 szklanki mąki*
1 średnia czerwona papryka lub marchewka
1 duża cebula
sól, pieprz do smaku
ulubione zioła (u mnie podlaska przyprawa do dań z ziemniaków)

Sos:
2 łyżki masła lub oliwy z oliwek
1/4 szklanki białego wina
2 łyżki jogurtu
sól pieprz
reszta pora

Folia spożywcza nadająca się do gotowania


Ziemniaki umyć, ugotować w mundurkach, ostudzić i zmielić w maszynce do mielenia mięsa. Dymkę lub szczypiorek drobno pokroić, dodać do ziemniaków i razem z jajkami wyrobić na gładka masę. Dodać przyprawy i jeśli ciasto będzie niezbyt ścisłe dodać mąkę. Na odrobinie oliwy podsmażyć drobno pokrojoną i osoloną cebulę wraz z papryką lub marchewką. Pora sparzyć we wrzącej wodzie i oddzielone liści jeszcze odrobinę pogotować w lekko osolonej wodzie tak by były miękkie. Ja tego nie zrobiłam i niestety w późniejszej fazie gotowania por już nie zmiękł wystarczająco. Kiedy nadzienie rolady będzie stygło przygotować kawałek folii o rozmiarach takich by zwinięta rolada zmieściła nam się potem do takiego garnka jakim dysponujemy. Natłuścić ją oliwą i ułożyć na niej liście pora na tzw. zakładkę (ułożyć je tak, aby potem zwijać roladę nie wzdłuż ale w poprzek liści). Na liściach rozłożyć równomiernie ziemniaczane ciasto, na jednym jego końcu nadzienie i możliwie ciasno zawinąć roladę.  Bardzo dokładnie zawinąć ją w folię tworząc cukierek. Trzeba do tej fazy podejść bardzo uważnie bo rolada będzie się gotowała w wodzie, więc opakowanie nie może przeciekać. Gotować w wodzie około 15-20 minut. Przygotować sos: Na patelni rozgrzać masło lub oliwę, wrzucić resztę pokrojonego pora, posolić i dusić do miękkości, pod koniec duszenia dodać wino, odczekać aż alkohol wyparuje dodać jogurt, doprawić do smaku i po 3-4 minutach duszenia lekko zmiksować.
Podawać na ciepło jako samodzielne danie z porowym sosem lub jako dodatek do dań mięsnych. W wersji na zimno doskonałym dodatkiem będzie wyrazisty sos np. chrzanowy.

* ilość mąki zależy od rodzaju użytych do rolady ziemniaków.

Uwaga: Jeśli lubicie bardziej gładkie sosy można sos zmiksować bardzo dokładnie, a dla uzyskania płynniejszej konsystencji dodać odrobinę wody z gotowania pora. 



środa, 17 września 2014

Przypadkowy hit – kotlety z ryżu


Niektórych potraw nie umiem przygotować mało. Nie ma możliwości żeby papryka faszerowana, bigos czy kotlety mielone powstały u mnie w mniejszej ilości niż potrzebna do wykarmienia szwadronu wojska. I o ile niektóre z nich nadają się do zamrożenia to inne narażone są na znaczną utratę walorów smakowych w tym procesie. Żadne wewnętrzne monologi jakie prowadzę, w celu przekonania samej siebie o konieczności przystopowania nie działają. Pozostaje mi tylko pogodzić się z własnym uporem i wymyślać różne sposoby na zagospodarowanie np. ugotowanych gigantycznych ilości ryżu wykorzystywanego do nadzienia do papryki faszerowanej. Dzięki tej ułomności powstają czasem hity, o których powtórzenie prosi potem rodzina lub potrawy zjedzone bez większego entuzjazmu. Tym razem, zdaniem rodziny, powstał hit dla nie jedzących mięsa – kotlety z ryżu.




Składniki:
1 szklanka nie ugotowanego ryżu
1 duża cebula
1 duża marchewka
1 średnia pietruszka
ćwiartka średniego selera lub 1 papryka
2 jajka
1 łyżka skrobi ziemniaczanej
1,5 łyżki oliwy
sól, pieprz do smaku
ulubione zioła (u mnie podlaska przyprawa do kanapek, mieszanka ziół Małgośki i przyprawa do mięsa mielonego)
bułka tarta lub mielone płatki owsiane do panierowania
olej do smażenia




Na rozgrzanej oliwie podsmażyć na złoto bardzo drobno pokrojoną cebulę. Dodać równie drobno pokrojone lub starte na tarce o grubych oczkach warzywa. Posolić i przyprawić ziołami, dusić pod przykryciem do miękkości warzyw. W razie konieczności dodać 2-3 łyżki wody. W ty czasie ugotować ryż (ja wykorzystałam ryz który ugotowałam wcześniej do nadzienia). Najlepiej nadaje się do tego celu najtańszy ryż. Do ostudzonego ryżu dodać podsmażone warzywa przyprawić do smaku (masa powinna mieć wyrazisty smak) na końcu dodać jajka, wyrobić dokładnie i jeśli masa jest zbyt rzadka dodać skrobi ziemniaczanej. Z gotowej masy formować kotlety* i smażyć na rozgrzanym oleju z obu stron na złoto. Doskonale smakują zarówno na zimno jak i na ciepło.

*kotlety smażą się lepiej gdy nie są bardzo duże.


Uwaga: masę na kotlety można wzbogacić sporą ilością siekanej natki pietruszki lub koperku.


wtorek, 2 września 2014

Kury w sadzie

Czy kury lubią jabłka. Oto jest pytanie. Tego niestety nie wiem, ale za to wiem, że ja lubię i jabłka i kury. Wiem, też że z całą pewnością kiedyś będę miała własne małe stadko kur i w tedy zgłębię tę tajemnicę. W promieniach zachodzącego słońca, pomiędzy drzewami starego sadu podpatrywałam majestatycznie przechodzące się tam kury z potomstwem. Obserwując je zapragnęłam własnego stadka, bowiem był to jedyny element sielskiego obrazu jakiego mi brakowało. Coś tam sobie dziobały, o czymś zawzięcie gdakały, jak to kury. Bił od nich spokój i wielkie zadowolenie. To było stado prawdziwie szczęśliwych kur w mazowieckim sadzie spacerujące pośród rozłożystych starych jabłoni. W wielkiej sprzeczności z tymi uczuciami pozostaje moja połowiczna mięsożerność lub jak kto woli semiwegetarianizm objawiający się serwowaniem od czasu do czasu dań sporządzonych z mięsa.






Składniki:
0,5-0,75 kg kurzych podudzi (bez kości)
1 duża cebula
2-3 kwaśne jabłka (u mnie antonówka)
1 mała butelka cydru
1 garść rodzynek
1 łyżeczka curry
cayenne (nie koniecznie)
sól, pieprz do smaku
olej do smażenia








Podudzia podzielić na mniejsze części, posolić i obsmażyć na złoto z obu stron, na rozgrzanym oleju. Zdjąć z patelni i na tym samym tłuszczu podsmażyć pokrojoną w kostkę cebulę. Kiedy cebula będzie zeszklona dodajemy curry, pokrojone w kostkę jabłka i podsmażonego kurczaka. Wszystko wymieszać i jeszcze chwilkę smażyć przed dodaniem cydru i rodzynek. Całość dusić na średnim ogniu około 15-20 min, aż sos się zagęści, a jabłka zmiękną (ale nie rozpadną się). Podawać posypane natką pietruszki z dodatkiem np. kaszy jaglanej.