Pączki
to dla mnie wielkie wyzwanie i trauma z lat młodzieńczych. Razem z
mamą próbowałyśmy kiedyś zrobić coś na kształt pączków.
Tak, kształt był idealny, kolor też, smaku niestety nie dało się
określić. Pączki-kamienie nadawały się tylko do wbijania
gwoździ, zęby można było na nich stracić. Dlatego nie podchodzę
do robienia pączków. Dodam, że mama była mistrzynią ciasta
drożdżowego i tylko te nieszczęsne pączki kładły się cieniem
na jej karierze domowego cukiernika. Pączki kupuję, uważam że tak
jest lepiej i dla mnie i dla pączków. W zamian za nie mogę podać
wam przepis na oponki lub jak kto woli pączki , które zawsze się
udają.
Składniki:
250
g serka homogenizowanego (waniliowego lub nie)
1
jajko
1
łyżeczka sody oczyszczanej
2
łyżeczki cukru
1
łyżeczka ekstraktu waniliowego
około
0,5 kg mąki
olej
do smażenia
Serek
wymieszać z jajkiem, cukrem i sodą. Dodawać powoli mąkę (mama
zawsze mówiła „dodaj tyle ile zabierze ciasto”, co oznacza że
w efekcie ciasto musi odstawać od ręki). Na posypanej mąką
powierzchni rozwałkować ciasto na grubość około 1 cm. Wykrawać
szklanką pączki i środki malutką buteleczką od lekarstw. W
głębokiej patelni rozgrzać olej i smażyć pączki na rumiano z
oby stron. Oleju powinno być tyle, żeby pączki swobodnie pływały.
Usmażone pączki odsączyć na ręczniku kuchennym z nadmiaru
tłuszczu i posypać cukrem pudrem.
Pączki
najlepiej smakują zaraz po usmażeniu, po kilku godzinach zaczynają
lekko twardnieć. Na drugi dzień można je ratować 30 sekundowym
pobytem w kuchence mikrofalowej.