Będąc
młodą... Nie to nie będzie kolejny odcinek pamiętnika młodej
lekarki z audycji 60 minut na godzinę. To będzie wspomnienie z dość
odległych czasów, kiedy będąc młodą mężatką dane mi było
poznawać, próbować i smakować nieznanych, ale jakże ciekawych,
smaków kuchni mojej teściowej. W ten sposób poznałam fantastyczny
chłodnik. Wcześniejszych doświadczeń z tym produktem nie miałam
żadnych, ani moja babcia, ani moja Mama nie karmiły mnie zimną
zupą o lekko różowym kolorze. Nie twierdzę, że go nie robiły,
ale w czasach mojego dzieciństwa trudno było nakarmić mnie
czymkolwiek. Od drugiego roku życia przechodziłam bowiem swoisty
bunt przeciwko jedzeniu. Do ust dopuszczałam jedynie: mielony,
ziemniaki, pomidorową i mizerię, a i to nie wchodziło łatwo i
szybko oraz (w tajemnicy przed rodziną – tak mi się zdawało)
miskę z psim rosołkiem. Znane są w rodzinie opowieści o letnich
wczasach z młodą osobą, która czasu nie spędzała na plaży
tylko na stołówce, zaczynając śniadaniem, a późnym obiadem
kończąc (kolacje już zwykle mi darowano). Opowieści o losowaniach
kto z tym niejadkiem zostanie i tym samym skaże się na nieobecność
na plaży, i o tym że przekupywano obsługę stołówki by zajęła
się latoroślą bo nikomu już nie starczało cierpliwości. Tak
więc wspomnień z chłodnikiem w roli, choćby drugoplanowej, nie
miałam wcale i talerz pachnącej zimniutkiej zupy, jaki dostałam z
rąk teściowej był prawdziwym objawieniem. Delikatny i chrupiący,
aksamitny i chropowaty, po prostu rewelacja. Teściowa przepisu
nigdzie nie spisała, ale nauczyła mnie jak go przygotować używając
powszechnej w jej kuchni miary: na oko i na smak oraz tak jak lubisz.
Składniki:
2
litry dobrej maślanki
1 szklanka bulionu warzywnego
około 40 dag ogórków gruntowych (tyle ile lubisz)
1 pęczek botwinki z buraczkami
1 pęczek rzodkiewki
1 pęczek koperku
1 pęczek szczypiorku (cienkiego jeśli lubisz)
sól, pieprz tyle ile lubisz1 ugotowane na twardo jajko na osobę
1 szklanka bulionu warzywnego
około 40 dag ogórków gruntowych (tyle ile lubisz)
1 pęczek botwinki z buraczkami
1 pęczek rzodkiewki
1 pęczek koperku
1 pęczek szczypiorku (cienkiego jeśli lubisz)
sól, pieprz tyle ile lubisz1 ugotowane na twardo jajko na osobę
Botwinkę
dokładnie myjemy, buraczki obieramy i całość drobno kroimy
(buraczki w kostkę). Do rondelka wlewamy szklankę bulionu, wrzucamy
buraczki i łodyżki i gotujemy tak na oko 15 minut (powinny być
miękkie, ale nie rozgotowane) pod przykryciem. Dorzucamy pokrojone
listki (tyle ile lubisz) i gotujemy jeszcze 5-8 minut. Zdejmujemy z
ognia i kiedy stygnie przygotowujemy resztę. Ogórki obieramy i
kroimy w drobna kostkę, tak samo kroimy rzodkiewkę. Szczypiorek i
koperek drobno szatkujemy. Wszystko przekładamy do garnka lub miski,
która pomieści tak na oko 2,5 litra i zalewamy buraczkami wraz z
wywarem. Uważaj żeby w wywarze nie było drobinek piasku. Wszystko
mieszamy, a gdy dobrze ostygnie łączymy z maślanką i przyprawiamy
tak jak lubimy. Wstawiamy do lodówki na przynajmniej 3 godziny.
Gotujemy jajka, studzimy i obieramy. Ja najbardziej lubię, gdy
chłodnik postoi w lodówce całą noc wtedy wszystkie smaki
dokłądnie się połączą.
Nie ma nic lepszego na upały;)
OdpowiedzUsuńJest jeszcze coś, ale faktycznie ten chłodnik jest rewelacyjny :)
Usuńbardzo lubię, a odkryłam chłodnik rok temu :)
OdpowiedzUsuńPiękny kolor! :)
Kolor chłodnika w tej wersji podoba mi się najbardziej :)
UsuńUwielbiam chłodniki :-) latem obowiązkowa pozycja :-)
OdpowiedzUsuńU nas od wielu lat też jest to obowiązkowy punkt programu letnich dni :)
UsuńStwierdzam "na oko",że smakowałby mi:)))
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję i bardzo mnie to cieszy :)
UsuńMa piękny kolor, a smak pewnie jeszcze lepszy :)
OdpowiedzUsuńUwielbiamy go nie tylko ze względu na jego kolor, ale gra on niebagatelną rolę.
UsuńPyszniutki :) wygląda niezwykle kusząco.... a lody z chia też robiłam, super zdrowy patent :) miłego weekendu :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda nam się przetrwać upały dzięki m.in. takim patentom :)
UsuńDziś kiedy słoneczko daje czadu i chłodnikiem bym nie pogardziła .Ale nie przepadam.
OdpowiedzUsuńWierzę, że polubisz go w takiej babcinej wersji :)
UsuńDobrze przyrządzony chłodnik to i nawet litrami można zajadać :D
OdpowiedzUsuńNiskokaloryczny i smakowity, więc prawie bezkarnie można pochłaniać go litrami :)
UsuńMi mama też nie robiła chłodnika z botwinki... Tobie pokazała teściowa, a ja jeszcze bez to sobie sama zrobiłam xd Cudnie Twój wygląda :)
OdpowiedzUsuńI nominowałam Cię do Liebster Blog Award :)
Bardzo dziękuję za nominację :)
UsuńU mnie beż rzodkiewki, ale taką wersję też spróbuje:)
OdpowiedzUsuńa ta Twoja opowieść o pewnym niejadku przypomina mnie samą:D
U mojej teściowej rzodkiewka była obowiązkowa, ale poznałam już wersje nawet z pomidorami - też interesująca :).
UsuńChłodniczek pierwsza klasa, ale ja nie mogę oderwać wzroku od łyżki! Zazdraszczam:)
OdpowiedzUsuńŁyżka to jakiś egzemplarz niewiadomego pochodzenia. Nikt nawet nie pamięta skąd się wzioł. Gdybym miała ich więcej z chęcią podzieliłabym się :)
UsuńDelicje!
OdpowiedzUsuńUwielbiam jego aksamitność i dodatki.
Pozdrowienia dla Teściowej!
Dzięki, to była mistrzyni kilkunastu potraw choć za gotowaniem nie przepadała :)
UsuńDelicje!
OdpowiedzUsuńUwielbiam jego aksamitność i dodatki.
Pozdrowienia dla Teściowej!
Nauczyła mnie wielu ciekawych potraw, które w moim wykonaniu (mam nadzieję) smakują podobnie :)
UsuńSentymentalne dania smakują najlepiej :)
OdpowiedzUsuńNiestety smaku wielu z nich nie udało mi się odtworzyć :) ale pracuję nad tym dalej i mam nadzieję, że kiedyś mi się uda :)
UsuńCudowny kolor, skoro to chłodnik babci to musi być pyszny :)
OdpowiedzUsuńNajpyszniejszy ze wszystkich jakie jadłam, ale to zasługa serca wkładanego w jego przygotowanie :)
Usuńto ja raczej jako dziecko byłam chętne do jedzenia :)
OdpowiedzUsuńa chłodnik w tym wydaniu uwielbiam! :)
Zapewne moja rodzina zazdrości teraz Twojej wszystkich chwil, których nie musiała spędzać na namawianiu potomka do jedzenia ;)
UsuńUroczy! :>
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńŚwietna historia i jeszcze lepszy chłodnik! Historia z niejadkiem wzbudziła uśmiech na moich ustach :D
OdpowiedzUsuńNa moich teraz też, ale wyobrażam sobie cierpienia jakich przysparzałam rodzinie nie jedząc prawie nic.
UsuńJa też należałam do grupy niejadków dobrze że już z tego wyrosłam :D A chłodnik wspaniały tak jak wspomnienia :D
OdpowiedzUsuńTen temat tez już mam za sobą i czasem nawet lekko tęsknię do czasów kiedy nie odczuwałam głodu, a także do czasów kiedy jako nastolatka nadrabiałam zaległości w jedzeniu bez obawy o nadwagę :)
UsuńRety! Naprawdę taka byłaś??? Ja mam takiego syna.. możesz mi współczuć:)
OdpowiedzUsuńGorąco współczuję, a na pocieszenie dodam, że wyrośnie :)
UsuńPyszny chłodnik, z jajeczkiem na twardo.
OdpowiedzUsuńJajko obowiązkowo :)
UsuńPrzełykam ślinkę czytając Twój wpis, chłodnik idealny na upały :) Będąc dzieckiem również jadłam tylko kilka ulubionych dań :)
OdpowiedzUsuńNiektórzy tak mają, na szczęście ten etap mam już za sobą (niestety skutkuje to przybieraniem na wadze) :))
Usuńidealny ....
OdpowiedzUsuńDla mnie tak i mam nadzieję, że dla wielu takim się stanie :)
UsuńOjj wygląda obłędnie!
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie :)
UsuńUwielbiam takie chłodniki, na upały są najlepsze. W dzieciństwie to wielu z nas było niejadkami sama ponoć też byłam, a potem biłam się z bratem o większego kotleta ha ha
OdpowiedzUsuńNa szczęście większość niejadków kończy z tym w okolicy dojrzewania :))
UsuńSzkoda że czas na chłodniki krótki (choć w tym roku wyjątkowo łaskawa pogoda) :)
OdpowiedzUsuńWygląda super ;)
OdpowiedzUsuńA jajko na twardo do tego obowiązkowo ;)
Obowiązkowo jajo musi być, bez tego chłodnik jest niekompletny
UsuńBuszuję sobie po twoim blogu, Dżusiku :-) Ani moja Mama, ani Teściowa nigdy nie robiły chłodników. Pierwszym uraczył mnie ze 25 lat temu SZWAGIER! Prababcia robiła chłodniki, ale owocowe (np. baniankę albo jabczaneczkę) i nie smakowały mi. Ja najbardziej lubię chłodnik tylko z buraczkami, na swojskim kwaśnym mleku, z gorącymi ziemniakami z cebulką, a Czereda kalarepkowy.
OdpowiedzUsuń